Ja Antoni Śliwiński, urodzony jestem w Kamieńsku dnia 23.IV. 1873 r. Od urodzenia zamieszkuję w Kamieńsku. Ukończyłem trzy oddziały szkoły elementarnej. Od 1904/05 r. zajmowałem się sprawami politycznymi. Brałem czynny udział w organizacjach powiatowych, politycznych: a także w udzielaniu pomocy Legionistom. Byłem w Warszawie, na wielkim zjeździe. Był to zjazd uczestników, z całej Polski a miał na celu, wywalczenie spraw wolnościowych od Moskali zaborców. W 1904 r. byłem członkiem Zarządu Straży Ogniowej i brałem czynny udział w organizowaniu tej instytucji na terenie miasteczka. W myśl wskazań tego Zjazdu w Warszawie, zorganizowałem dnia 22.I.1905 r. gminne tajne zebranie polityczne. Wtedy właśnie między innymi były wysuwane postulaty narodu polskiego, wywalczenie wolności używania języka polskiego w urzędach, szkołach, w instytucjach publicznych w ogóle. To zebranie powiodło się - ale rząd carski nałożył 800 rubli kary, na organizatorów. I ja wraz z kilku zaufanymi osobami musiałem tę sumę zapłacić. W 1906 r. zorganizowałem w miasteczku spółkowy sklep polski - bo handel był w rękach żydowskich. Sklep ten bardzo się rozwijał; popierało go nie tylko miejscowe społeczeństwo - ale i okoliczne wioski. Na wzór tego sklepu powstawały i na wioskach polskie sklepiki. W 1908 r. była w miasteczku zaledwie jedna szkółka elementarna, składająca się z jednej izby i z jednej siły nauczycielskiej, bo Moskale starali się krzewić oświatę w jak najmniejszym stopniu. Namówiłem żonę sekretarza sądowego - aby uczyła dzieci prywatnie, ale rząd zlikwidował tę szkółkę, a mnie wsadzili na dosyć długo do aresztu. Ponieważ miasteczko nie było zamożne, aby mogło utrzymywać własnym kosztem przynajmniej 2, 3 siły nauczycielskie - przeto w 1909 r. czyniłem starania, o utworzenie szkoły w miasteczku, z pomocą rządu. W tej sprawie zostałem poinformowany przez Konstantego Zagrybę referenta Dyrekcji Naukowej. Naczelnik Dyrekcji Naukowej orzekł, że może zamknąć tę małą szkółkę elementarną - a utworzyć większą o zakresie dwóch klas gimnazjalnych, z trzema siłami nauczycielskimi - ale na koszt gminy. Zwołane przeze mnie zgromadzenie gminne odmówiło pomocy finansowej, motywując tym, że wsie nie mogą na rzecz szkoły w Kamieńsku ponosić ciężarów. Udałem się więc do naczelnika wyjaśniając mu sytuację. Przedłożyłem naczelnikowi projekt, aby urządzić szkołę, wyłącznie miasteczkową. Naczelnik się na to zgodził ale pod warunkiem, że szkoła ta będzie utrzymywana kosztem miasteczka. Zwołałem zebranie mieszkańców miasteczka. Przedłożyłem im orzeczenie naczelnika. Obywatele miasteczka prosili mnie, abym czynił starania o utworzenie tej większej szkoły - ale żeby rząd wypłacał pensje nauczycielom, a miasteczko będzie pokrywać inne wydatki związane z utrzymaniem szkoły, bo miasteczko jest biedne - małorolne. Chcąc otrzymać takie zaświadczenie, musiałem użyć fortelu wykazując naczelnikowi, że miasteczku jest 500 rodzin, a w ich posiadaniu tylko 950 morgów ziemi przeprowadzoną w tej sprawie uchwałę, naczelnik wysłał do Warszawy - do Kuratorium.. Kurator zarządził aby Dyrekcja przeprowadziła dochodzenie o stanie materialnym miasteczka. Zaś Dyrekcja naukowa mnie zawiadomiła, że musi Komisarz Włościański zaświadczyć. O stanie zamożności miasteczka. Przyjechał Komisarz, przychylił się do mojej prośby i zaświadczył zgodność uchwały z rzeczywistością. Poświadczona tak przez Komisarza uchwałę, odesłałem do Dyrekcji. Dyrekcja ową uchwałę odesłała do Kuratorium, odwołało się w tej sprawie do Ministerstwa Oświaty. Po kilku miesiącach, Ministerstwo Oświaty w 1909 r. wyasygnowało pewną sumę na pensje dla nauczycieli i zawiadomiło, że jeżeli są sale do nauki, mieszkania dla nauczycieli i sprzęt szkolny - to od 1.II.1910 r. może być uruchomiona szkoła. Były wprawdzie tylko dwie sale szkolne - przegrodziłem je na połowę i zrobiły się z nich - 4 sale szkolne. Dla nauczycieli dałem zaś mieszkania w swoim domu. I została szkoła utworzona - ale przyszły nowe trudności. Znalazło się dużo opornych i miasteczko odmówiło pokrycia wydatków, związanych z utrzymaniem szkoły; na które się początkowo zgodziło. Tylko obywatele upoważnili mnie, abym zbierał wpisowe od dzieci na ten cel. Jednak pobieranie wpisowego od dzieci okazało się bardzo niedogodne, bo rodzice biednych dzieci, nie mieli na opłacanie wpisu od dzieci a przy tym i rząd nie chciał się na to zgodzić. Po mojej wielkiej prośbie, dał mi naczelnik wolną rękę do działania - pozwalając mi prywatnie, ale nie urzędowo, na pobieranie wpisowego od dzieci; według swego uznania. Dzieci biedne, przy pobieraniu wpisowego; wedle zamożności uwzględniałem. I tym sposobem była utrzymywana szkoła do 1914 r. do I wojny światowej. W realizacji mego pragnienia o utworzeniu większej szkoły - pomógł mi wydatnie referent Dyrekcji Naukowej wspomniany Konstanty Zagryba, którego matka była Polką - szlachcianką. Popierała ona gorąco moją sprawę u syna - chociaż z pewnych względów wyszła za mąż za Moskala i przyjęła prawosławie - to jednak synów wychowała w duchu patriotyzmu polskiego. Od 1914 r. do 1915 r. w czasie wojny szkoła była nieczynna. W 1915 r. zostałem powołany przez władze okupacyjne austriackie, na trzyletni urząd wójta.
Wtedy przekształciłem tę szkołę na szkołę gminną, utrzymywaną kosztem gminy. Przy tym zorganizowałem kilkanaście szkół na wsiach - stworzyłem tak zwany powszechne nauczanie.
Leżało mi na sercu wybrukowanie miasteczka, które grzęzło w błocie. Zwołałem w tym celu w 1912 r. zebranie miejskie. Po wielu wysiłkach, udało mi się w końcu nakłonić obywateli, do przeprowadzenia uchwały na zasadzie, której zobowiązało się miasteczko dostarczyć kamienia i robociznę, a brukarza miano zapłacić ze sum miejskich. Tym sposobem udało mi się wybrukować rynek i wszystkie ulice miasteczka. Za moich wójtowskich rządów została przeprowadzona szosa na linii Kamieńsk - Gorzkowice i Noworadomsk. Po zwolnieniu się z wójtostwa - zajmowałem się też sprawami społecznymi. Wtedy organizowane były tak zwane Komitety dla biednych - tak wtedy potrzebne. Ja zajmowałem się w miasteczku wydawaniem żywności dla biednych z ramienia tego Komitetu. W 1918 r. kiedy Polska zmartwychwstała, brałem czynny udział w życiu społecznym i politycznym. Między innymi zbierałem składki w gotówce i w naturze na rzecz powstańców z Górnego Śląska i ich rodzin. Brałem też czynny udział w 1927r. w utworzeniu w miasteczku Urzędu Pocztowego. Starania nasze odniosły pożądany skutek. Istniejąca szkoła okazała się za małą. Prócz istniejących sal szkolnych były wynajmowane izby do nauki ,w domach prywatnych . Była to wielka niedogodność, bowiem-rozrzucone były te izby w różnych punktach miasteczka. Z inicjatywy mojej i kierownika szkoły pana Tazbira, postanowiliśmy wybudować nowy budynek szkolny. Ale na budowę szkoły mieliśmy zaledwie 3 tys. zł. Wobec takiej sytuacji, społeczeństwo początkowo nieprzychylnie-odnosiło się do projektu budowy tej szkoły. Ale zawiązał się komitet budowy i ja jako długoletni prezes szkół zostałem skarbnikiem i brałem czynny udział w tej budowie. Ja ze sprzedaży swego gruntu, pożyczyłem na cel budowy 4 tys. zł - także kierownik Tazbir pożyczył 5 tys. zł i rozpoczęliśmy pracę sposobem bardzo ekonomicznym. Udało mi się wpłynąć na obywateli, którzy dopomogli pracą swoich rąk i koni w tej budowie. Po roku budowy w 1933r. Sejmik Powiatowy przyszedł nam z pewną pomocą materialną. Towarzystwo Popierania Szkół Powszechnych, także nam trochę pomogło materialnie i szkoła została wybudowana. Miasteczko na budowę budynku szkolnego też nam ofiarowało pewne swoje dochody. Ta szkoła wybudowana kosztowała przeszło 50 tys. zł.
Od młodości miałem zamiłowanie do spraw społecznych. I chociaż miałem sposobność dorobienia się majątku-to jednak chętnie zajmowałem się sprawami społecznymi, które nie przynosiły nic zysków materialnych. Ale nie żałuję tego, bo wszystko przemija - zła i dobra dola - tylko to, co człowiek w życiu zdołał zrobić dobrego dla społeczeństwa - dla ludzkości będzie trwało wiecznie.
Brałem także czynny udział w 1919r. w budowie, w miasteczku "Domu Ludowego". Byłem prezesem tego domu i tę budowlę popierałem także materialnie. Należałem w 1920 roku do tak zwanej policji utworzonej w miasteczku i brałem w niej czynny udział.
Wybudowałem swoim kosztem domek pewnej biednej wdowie, której mieszkanie spłonęło. W 1911r.zorganizowałem wycieczkę dzieci szkolnych przyjmujących I Komunię Św. , do Częstochowy.
W 1915r.Żyd gospodarz wyrzucił z mieszkania biedną kobietę z dziećmi, Buchalską, na bruk - ja się nad nią zlitowałem - bo jej mąż był na wojnie i dałem jej mieszkanie. Wdowa Barbara Sewerynek z matką i z synem nie miała mieszkania, nocowała po korytarzach - ja wpłynąłem na ówczesnego wójta St. Sowińskiego; aby wyasygnował trochę gminnych pieniędzy i tak przy jego pomocy i dzięki mojej pracy, staraniom, także pewnego funduszu, wybudowałem, tej biednej, małorolnej, wspomnianej Barbarze Sewerynek na jej gruncie domek.
Materiały powyższe otrzymaliśmy od synowej Antoniego Śliwińskiego, Pani Jadwigi Śliwińskiej.